czwartek, 29 sierpnia 2013

Zakupy w Polskim klimacie? W Rotterdamie za 14 euro poczujesz się jak w domu.

       Odwiedziłem dziś Polski sklep "Groszek" na Charlois, praktycznie w centrum Rotterdamu. Klimat jak w typowym krajowym markecie, coś na styl "Lewiatana" lub "Społem". W środku znajdziemy Polskie i Rosyjskie produkty, obecna jest większość marek typu, Knorr, Pudliszki, Tymbark. Nabiał, warzywa i mięso również z importu. Co najciekawsze, w sklepie znajduje się klasyczne stoisko mięsne, wszystko warzone na miejscu przez około 50 letnią Polkę, która z dużym prawdopodobieństwem ma na imię Krystyna. Przez chwilę się poczułem, jakbym przeskoczył 1000 kilometrów na wschód, do pierwszego lepszego osiedlowego marketu.
      Wzorując się na dość popularnych w serwisie "Wykop"wersjach zakupów za (około) 50zł, przedstawianych przez użytkowników, żyjących w różnych zakątkach świata - postanowiłem pokazać Internetowi, jakie "Polskie" artykuły można kupić w Holandii, mieszcąc się w tej kwocie.


Lista zakupów i zdjęcie:
Napój Tiger 1L - 1,49e
Napój Tymbark 2L - 2,5e
Mleko Łaciate - 0,99e
Śmietana Zott 18% - 0,79e
Filet z kurczaka, około 0,8kg - 5.61e
Krajowe ziemniaki 1kg - 1,01e
Ser Gouda Hochland, plasterki - 1,49e
Ser biały, półtłusty 250g -0.99e
 Razem: 14,36e lub 60zł





Marihuany? -Nie ma sprawy, u nas najwyższej jakości i w dodatku legalnie.
Holenderska polityka wobec narkotyków - Wikipedia

   Z okazji zbliżającego sie weekendu - powiększyłem swoją listę zakupów o 1,7 grama konopii indyjskiej, odmiany zwanej Białą Wdową (ang. White Widow). Przyjemność kosztowała mnie równe 10 euro, nie jest to wygórowana cena w stosunku do jakości. Zakupu dokonałem w jednym z licznych Coffeshopów, które są rozmieszczone po całym kraju. Kupując trawkę w takim sklepie możesz liczyć na pomoc przy doborze idealnego produktu, robisz to legalnie, mając pewność ,że susz jest w pełni naturalny i pochodzi od dobrego hodowcy. Dla ciekawych, dodaję zdjęcie.

                                                                                                                                Enjoy!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Po pierwszej przerwie zaczęli zwolnienia.


          Nie mam pojęcia w jakim celu Polskie agencje pośrednictwa przysylają niektórych ludzi do pracy. Ludzi z kompletnym brakiem motywacji, aspołecznych, bez cienia pospolitego ludzkiego ogranięcia. Holandia kwitnie tulipanami polskiego pochodzenia. Każdy kto tu jest, czy chce tego czy nie, jest częścią przedstawienia które tak naprawdę dociera z prawdziwą mocą, tylko do Holendrów. Aktorami są polacy, z różnych stron polski ,z miast i wiosek. Czasem się zastanawiam czy to wszystko co dzieje się obok mnie to prawda, czy może biorę udział w fikcji na masową skalę, w której każdy robi to co mu się w danej chwili podoba, bez uwagi na poźniejsze, nieubłagane konsekwencje.
         Prosty przykład człowieka bez ogarnięcia, z czego po części się cieszę ,że tu jest - może dzięki temu będzie kiedyś w Polsce lepiej, jak wszyscy ludzie tego typu, wszystkie nieroby rozejdą się po świecie. Za młody jestem aby to wiedzieć, jednakże filozofia wskazana :)
       Godzina 6.30 , centrum logistyczne. Przy wejsciu na halę czeka na mnie dwóch facetów,  około 25 lat, aby rozpocząć pracę. Nigdy wcześniej nie byli w tej firmie,  z angielskim kiepsko. Zaczynam krótkie szkolenie z obsługi czytnika kodów kreskowych, w ojczystym języku. Po około 30 minutach obydwaj stanowczo twierdzą ,że są gotowi do samodzielnej pracy. Skoro ktoś tak twierdzi, zapewne tak jest, dorośli jesteśmy. Przecież nawet wychowanie nakazuje dobrze wykonywać swą pracę, rzetelnie i sumiennie, znaczy. W końcu jesteśmy 1000km od domu, jesteśmy w gościach pełną gębą i na tym zarabiamy. Wielu nie widzi tej subtelnej różnicy,że tutaj jednostka rzutuje na opinię o całym narodzie, o narodzie który już w coraz mniejszym stopniu ma opinie nierobów, cwaniaków i pijaków.
(Wracam do tematu przewodniego, gaduła ze mnie, blog był chyba dobrym pomysłem)
      Dwaj koledzy przepracowali trzy godziny z czytnikiem kodów w ręku, skanując maleńkie pudełeczka i układając je na jednej palecie z czterech, w zależności co pokaże skaner. Praca wydaje się bajecznie prosta, na skanerze dwa guziki, na hali leci polska muzyka z głośników, podczas długiej przerwy serwują dwudaniowy obiad. Firma z klimatem, fajnymi ludźmi i spokojna pracą, którą robisz w swoim tempie. Dla niektórych takie warunki pracy są chyba zbyt mało motywujące, skoro obydwaj zostali zwolnieni po przepracowaniu trzech godzin, przed pierwsza przerwa. Z pracy dla dzieciaka zrobili bajzel, za który nawet pani psycholog, sprawiłaby swojemu potomstwu srogie lanie. Następnego dnia Panowie busem wrócili do Polski nie zarabiając ani euro-centa, nikt im nawet nie szukał pracy w innej firmie. Pudełeczka były lekkie, praca za 8,5 euro za godzinę na rękę  z obiadkiem za free na przerwie. Czego więcej może oczekiwać osoba bez wykształcenia w obcym kraju?
Rano ewidentnie nie chciało im się posłuchać kolegi, który jest w podobnym wieku, bo gówno wie. Nie było ani jednej prośby z ich ust o pomoc, o wyjaśnienie działania systemu pracy. Było jedynie twierdzenie ,że wszystko jest dla nas jasne,że możesz już sobie iść. Poszedłem, oni wyjechali.

PS. Mam nadzieję ,że to co piszę ma jakiś sens. Nigdy nie był ze mnie polonista, referaty i wypracowania to nie mój konik. Mam nadzieję ,że nie jest najgorzej.
Na pocieszenie po moich chamskich wypocinach dodaję zdjęcie niderlandzkich zwierząt pastewnych, które nie mają takich stresów jak ja :)


Nie wiem kto mówił ,że po śmierci dopiero się wyśpimy. Ja chcę umrzeć już teraz, przynajmniej do godziny 10.

           I tak mam zawsze, gdy obowiązki karzą wstać z łóżka szybciej, niż to ustawa reguluje.... Być do godziny 10 nieprzypotmym, Holandia daje to chyba każdemu w standardzie.

Rotterdam, godzina 3.45 nad ranem.
        Zaczynam kolejny "dzień jak dzień", drugi na blogu, kolejny z reszty życia. Do weekendu jeszcze trochę czasu zostało, jak w Polsce tak tu, trwa wielkie odliczanie. Oczywiście są gusta i guściki, zboczenia i też nie, uwieżcie mi: TEN KRAJ jest w stanie całkowicie wypełnić czas wolny. Lasy, jeziora, góry, piękna przyroda - BRAK , wszystko czego dusza zapragnie - DOSTATEK. W międzyczasie powstawania nowych wpisów, na pewno dowiecie się co mam na myśli. O dziwo nie są to wszędzie dostępne prostytutki w cenie od 25 Euro za "szybki numerek" po bezdomnych(czyt. brudnych, zapuszczonych, bezzębnych kloszarków z różnych zakamarków kuli ziemskiej) handlujacych na ulicach kokainą w cenie, już od 40 Euro za gram.
     
   Do pracy dziś mam niecałe 160km tam i drugie tyle w drodze powrotnej. Na moje szczęście dostałem od firmy małe autko(Toyota Yaris), które mam na wyłączność. Obawiałem się dojazdów do pracy busem, z różnymi dziwnymi ludźmi i ich nadmiarem. Wiadomo, również kierowcy różni bywają, spotkałem i takich po nadmiarze amfetaminy, nie śpiących już czwartą dobę i takich co są po pracy zmęczeni i nadomiar złego muszą kierować autem z dwunastoma osobami na pokladzie. Nie dla mnie takie rozrywki, lubię w aucie czuć się bezpiecznie. Wracając do tematu, śmiało mogę twierdzić ,że gdybym miał codziennie np. z Wrocławia do Poznania jeździć do pracy, zwariowałbym. Dostałbym odleżyn tyłka i kory mózgowej, z nerwów. Pierwszorzędną sprawą jeśli chodzi o dojazdy do pracy są autostrady. Od domu do obwodnicy (oczywiście autostradowej) mam jakieś 2km, a po przejechaniu 156km zjeżdża się z autostrady i jest się pod bezpośrednio pod miejscem pracy. Praktycznie zawsze dojeżdża się na czas. U Nas w kraju nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć podczas 160km drogi. Tutaj jest to 1,5 godziny jazdy z przerwą na rozprostowanie kości w połowie trasy. Wiadomo, jak wszędzie i tu tworzą się korki, lecz wg.mnie systemy monitoringu autostrad, regulacji natężenia ruchu i fotoradary na każdym kroku robią swoje. Nie stałem tu nigdy dłużej w korku niż 45 minut, a to dlatego ,że parę kilometrów później był wypadek z udziałem ciężarówki. Holenderskie drogi są jedymi z najbezpieczniejszych w Europie [Źródło], dla przykładu, w NL przypadają średnio 32 ofiary śmiertelne na drodze/milion mieszkańców/rok. W Polsce są to już 94 wypadki.
Uważam ,że kultura jazdy ma tu wiele do rzeczy. Człowiek który wie za ile czasu dojedzie do celu, nie gna na zabój aby się nie spóźnić. Wyjedzie z domu we właściwym czasie i we właściwym dotrze do celu. Jedziesz autostradą i widzisz ,że nagle kończy Ci się pas? Wystarczy włączyć odpowiedni kierunkowskaz a miejsce na Ciebie już czeka. Zero prostactwa, krótkowzroczności i doskonale znanych nam cech. Jest zwężka do jednego pasa - wszyscy jedziemy na suwak, nikt nie stoi w korku, wszyscy jadą zadowoleni.
Nie dopatrzylem się szeryfowania w Naszym stylu, dla przykładu:
Jest tutaj ogrom takich "pierdół", które idealnie wpływają na moje samopoczucie, nastawienie do życia i do drugiego człowieka. Aż chce się żyć i być happy. Be happy, Be Holland.
                                                                               

Życie w Polsce, widziane oczami dziecka, jest przepiękne. Holandia te oczy zamyka i otwiera na nowo.


Witajcie!
        Dziś mijają równe trzy miesiące mojego pobytu w Holandii, kraju szczęśliwych ludzi, rowerów, wiatraków i legalnych konopi. Wszystko wygląda na to ,że zabawię tu nieco dłużej. Parę dni temu otrzymałem umowę od pracodawcy, która wiąże mnie z tym miejscem, Holandią, miastem Rotterdam na równy rok czasu. Co będzie dalej - zobaczymy.
       Życie Polskiego młodziaka, robiącego studia zaoczne i pracującego jednocześnie bywa ciężkie. 5 lat stresów o szkołę, podobna ilość lat zmartwień natury zawodowej plus, problemy natury młodzieńczej. Każdy człowiek żyjący takim trybem, nie może doczekać się końca studiów i uzyskania względnego spokoju. Tak było też ze mną.
     Jak wszystko co piękne, studia dobiegały końca. Nadszedł czas poszukać pracy która pozwoli mi utrzymać się w pięknym i cudownie drogim mieście, Wrocławiu. Wcześniejsze doświadczenia nauczyły mnie ,że dla chcącego nic trudnego, podobno. Przez całe pięć lat "mojej udręki" byłem przedstawicielem handlowym. Był szpan laptopem, autem i całą tą otoczką tego, jaka ta praca nie jest piękna i cudna. Gówno prawda. Co miesiąc stres, czy target (cel) sprzedażowy został osiągnięty. Użeranie się z klientami, poszukiwanie nowych - którzy nie chcą nic od Ciebie kupić. Stres, jazda autem od rana do świtu, stres. Odreagowywanie pracy na bliskich. Niestety. Szóstego roku tak nie pociągnę. Studia już przy końcu - bez problemu znajdę coś nowego i o wiele bardziej atrakcyjnego, pomyślał studenciak. Nic bardziej mylnego.
    Pół roku poszukiwań minęło, sporo rozmów o pracę jako handlowiec, sprzedawca. Wszystko jałowe, płatne 1500 do łapy. Odpowiedzi z ogłoszeń treści: "Poszukujemy specjalisty ds. zarządzania zasobami ludzkimi" brak. Wtedy poczułem ,że studia i czas na nie poświęcony prędko się nie zwróci. Trzeba działać, 25 lat człowiek ma a na rachunku bankowym wieje wiatr. Nic dobrego to nie wróży. Pierwsza myśl z miliona, trzeba za granicę jechać i zarobić trochę grosza. Koledzy powyjeżdżali, o dziwo większość jakoś dała radę wystartować w obcym kraju. Może na mnie teraz kolej? Czemu nie! Czas zacząć przygodę która nazywa się prawdziwie dorosłym życiem. Kolejny myśl, jak to zrealizować?
     W Europie jest wiele miejsc w których świetnie płacą, szanują pracownika i gdzie za minimalną pensję można się utrzymać na dobrym poziomie. Dlaczego akurat Holandia? Dlatego ,że poszedłem na łatwiznę.
    Do NL można wyjechać praktycznie z dnia na dzień i zacząć pracować. Wystarczy stawić się do jednej z licznych agencji pośrednictwa pracy w Polsce, odbyć krótką rozmowę i po teorytycznie równie krótkim oczekiwaniu, wyjechać do Holandii. Niderlandzki rynek pracy jest opanowany przez biura pośrednictwa, na własną rękę może być Ci cholernie ciężko coś znaleźć. Agencje zapewniają pracę, zakwaterowanie i codzienny transport do firmy, co jest genialną opcją na tzw. "początek". Oczywiście można liczyć też na "opiekę polskiego rezydenta", który jest do Twojej dyspozycji w każdej awaryjnej sytuacji. Jest to w większości Polak który nauczył się języka i drogą awansu, stał się opiekunem.
        Holandia posiada niezliczoną ilość miejsc pracy dla pracowników fizycznych. W centrach logistycznych, fabrykach, przetwórniach. Do jakiego miejsca pracy trafisz (chodzi o atmosferę), w jakich warunkach przyjdzie Ci tu żyć i jakich ludzi spotkach na swej drodze, zależy w sporej mierze od tego jaką agencję wybierzesz. Wszystko zależy od szczęścia i znajomości języka angielskiego (tyle na początek wystarczy). Ja miałem szczęścia dużo, praktycznie z chodnika otrzymałem pracę jako koordynator drużyny. Moja praca polega na "wskakiwaniu" z moją drużyną do firm, w których ludzie biorą w danym momencie urlopy i zastępowaniu ich w trybie krótkoterminowym. Każdy pracownik agencyjny co 3 miesiące zjeżdża na urlop do swojego kraju, dlatego też aby pracodawca nie został na "lodzie", dbam o zachowanie ciągłości pracy w danej firmie. Obsługujemy ponad 30 firm, co mnie ogromnie cieszy. Każdy dzień jest dla mnie inny. To ,że mi się udało trafić taką pracę, było ogromnym szczęściem. Takie przypadki raczej się nie zdarzają. Pomogła mi w tym znajomość języka angielskiego w stopniu zaawansowanym i ukończenie studiów wyższych, które z tego co zauważyłem, są średnio akceptowane w kraju niderlandów.
W Holandii nie ma co liczyć na szczęście, fart itp. WSZYSTKO TRZEBA WYPRACOWAĆ SAMEMU! Jest tu masa ludzi którzy tylko czekają aby "podstawić Ci nogę".
Holendrzy to bardzo inteligentni ludzie, dobrzy obserwatorzy i po części perfekcjoniści. Wszystko co robisz w pracy, zostanie prędzej czy później docenione. Oczywiście niekoniecznie będą to same superlatywy.
            Jak pisałem wcześniej, dla chcącego nie ma nic trudnego, co tutaj się sprawdza. Dlatego postanowiłem zacząć pisać blog na temat życia młodego człowieka w NL. Może przekonam kogoś do spróbowania swoich sił, może kogoś zniechęcę a może komuś trochę otworzę wąski horyzont.

Mam jednak nadzieję ,że moja luźna wypowiedź pozwoli wam poczuć się, chociaż przez chwilę, jak absolwent w nl :)
                                                                                   Most Erazma w centrum Rotterdamu
                                                                                       Most Erazma w centrum Rotterdamu
Do następnego wpisu!